bieganie

Więcej
2013/12/12 23:47 #6575 przez ROMEK
Replied by ROMEK on topic bieganie

- pozornie latwiejszy (bo krotszy) na tempo: rozgrzewka 3 km x 5:45 plus 40 minut x 5:20 plus 2 km rozbieganie 5:50 (razem ok 13 km)

eee... takie tam rozrywki to my co niedzielę robimy ;)

- pozornie trudniejszy (bo dluzszy) na szybkosc: rozgrzewka 3 km x 5:45 plus 12 km krotkich interwalow (2 min x 5:00 / 1 min trucht) plus 2 km rozbiegania 5:50 (razem 17 km).

no! ten to wyglada ciekawiej :woohoo:
A na poważnie
Interwałów nigdy nie ćwiczyłem więc spróbuję chętnie, choć zapowiada się morderczo...
Nie ukrywam, że wolałbym konwersacyjne tempo z i edukację teoretyczną z pierwszej ręki.

Róbmy swoje,
Póki jeszcze ciut się chce

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.

Więcej
2013/12/13 07:15 #6576 przez Ubuntu
Replied by Ubuntu on topic bieganie
Pozdrowienia z Frankfurtu - mam przesiadkę.
Jak większość akceptuje dłuższą wersję, ok. Sam trening - to w środku pomiędzy rozgrzewka i wychłodzenia to będzie ok 21 x seria 400 m szybko i 170 m wolno. Radzę się przedtem dobrze rozciągnąć :)
@Romek - pierwsze 3 km możemy sobie pogadać "teorię"

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.

Więcej
2013/12/13 09:04 - 2013/12/13 09:37 #6577 przez Michał
Replied by Michał on topic bieganie
Asia zapewne myśli o poniższej relacji jednego gościa z Orlen Maratonu, którą w całości przytaczam:

No dobra. Przyznawanie się do porażki to niewdzięczne zadanie, ale nie
ma to tamto. Głowy w piasek chować nie będę.

Najpierw (oczywiście, hehe) drobne usprawiedliwienie. Do ubiegłego
piątku (tj. przed naszym wiosennym biegiem), miałem – jak na swój
amatorski poziom – bardzo sumiennie przepracowany sezon zimowy. 150,
czasem 200 kilometrów miesięcznego nabiegu (od grudnia do teraz),
niezawstydzający czas na półmaratonie – spodziewałem się więc, że na
Maratonie poprawię wynik sprzed dwóch lat i nastawiałem się nawet na
zejście poniżej 3:45. W piątek przebiegłem sobie na luzie 15km, kończąc
je (o głupoto!) w Leklerku na Ursynowie, skąd miałem transport do domu.
Tam mnie trochę przewiało (klimatyzacja), ale wszystko było jeszcze OK.
Na klubowym biegu w Falenicy było jeszcze nienajgorzej – czas so-so,
atmosfera fajna, ale już czułem, że coś ze mną nie tak – zupełnie jakbym
miał połowę pojemności oddechowej, jakiś ciężar w klacie. Wieczorem się
zaczęło: ból gardła, katar do pasa, rozbicie, zatoki, te sprawy.
Wyglądało to zupełnie tak jakbym się ciężko przeziębił i do tego złapał
jakąś paskudną alergię. W rezultacie, od soboty po południu tydzień
temu, do soboty wczoraj przeleżałam w łóżku 5 dni, harcząc, kaszląc i
czując się jak przysłowiowa XXXXX. Dwa dni musiałem spędzić w pracy co
średnio pomogło mi w powrocie do formy. Samopoczucie raczej z gatunku
tych zejściowych – ciężko mi było nawet po schodach chodzić. Najgorsza
była jednak permanentna sraka – kibel widział moją sprawiedliwą XXXX
10-15 razy dziennie i zastanawiałem się już czy w podkradzionej Alicji
Muszyniance (w Falenicy) nie było przypadkiem laxigenu….

Wczoraj (w sobotę) nadszedł czas na podjęcie decyzji. Strasznie mi było
szkoda odpuścić sobie maraton, w końcu przygotowywałem się do niego
przez kilka miesięcy! Spakowałem się więc, konkretnie nawodniłem,
przygotowałem butle z magicznymi płynami Indian Tarahumara i poszedłem
grzecznie spać.

Żona mówiła: odpuść sobie! Ale jak to?! Odpuścić?! No XXXX way!

Niedziela rano – ostateczna decyzja. Decyzja jasno wskazująca na to, że
pozamieniałem się z XXXX na łby (che che). Biegnę!

Na Saską Kępę dotarłem sprawnie, wypiłem kolejne płyny, zżarłem
upieczone dzień wcześniej ciastka według tajemniczej receptury z
Miedzianego Kanionu i ustawiłem się w bloku startowym na 3:45.

Poszłoooooooo!

…ale jakoś od razu słabawo. Postanowiłem trzymać spokojne tempo przez
pierwszą dychę i istotnie – było spokojnie, aż za spokojnie. Na początku
był tylko jeden dobry akcent – przybicie w locie piątki z Justyną K.
lecącą jak pies gończy na dychę – minęliśmy się na wysokości Mennicy. W
ogóle to pomysł puszczenia 10K na wprost maratonu był super – strasznie
fajna sprawa mijać się z tym ogromnym peletonem.

Jakoś biegłem. Nie wydawało mi się, żebym miał dać ciała – trzymałem
równe choć średniawe tempo aż do okolic pałacu w Wilanowie. Tam poczułem
pierwszą falę skurczy w jelitach i stwierdziłem nagle, że po prostu
muszę się XXXX, bo będzie źle. Udało się (i to celnie; uniknąłem
konstatacji, że trafiłem np. w gacie) i poczłapałem dalej. Na punkcie
półmaratonu zauważyłem jednak z przerażeniem, że mój czas wykracza o
ponad poł godziny ten z poprzedniego maratonu, oraz o dobre 20 minut ten
z wiosennego półmaratonu. Nie jest dobrze….

Wiedziałem, że za kolejne 1500 metrów, przy „Mrówce” będzie czekać na
mnie rodzina. Wymyśliłem sobie, że tam się wycofam – jestem przeca
chory, nie chce mi się więcej męczyć, a tak to będę miał od razu
transport do domu i woeczorem się wróci na Saską po mój samochód.
Zobaczyłem ich z dalek. Trzymali piękny transparent i wesoło do mnie
machali.

XXXX. Co zrobić? Co, XXX, zrobić?!

Zatrzymałem się przy nich i zacząłem przedstawiać wizję wycofu. Żona
złośliwie dogadała, że mam na co zasłużyłem i że trzeba było nie biec
wcale. Dżuniorzy wręcz przeciwnie: dajesz tata, dajesz, będzie dobrze!

Stanąłem na boku walcząc z przemożną ochotą zrzucenia srogiego bełta.

Jak się wycofam, to Asia będzie ze mnie drzeć łacha, że się na własne
życzenie wpakowałem w bieg po chorobie. No dobra, ale ja chcę się
wycofać! XXXX, mam to w XXXX – nie chce mi się wcale biec nawet
metra więcej. Z drugiej strony pokażę dżuniorom, że można się łatwo
poddać, bo mnie brzuszek boli. Takiego wała zatem!

Poleciałem. W końcu to tylko 19 do końca. Na Kabatach spotkałem Pawła S.
którego kalifornijska opalenizna i życzliwe słowa otuchy dały mi na
krótko impuls do zebrania się w sobie i żwawszego kroku. Nie będę się
przeciez przed kolegą załamywał. Trzeba napierać!

Przez Ursynów, aż do basenu SGGW szło nienajgorzej. Niestety zaraz dalej
złapały mnie skurcze i przez jakiś kilometr musiałem iść. Brzuch tez się
skurczał i rozkurczał. Robaczkowe ruchy jelit i przełyku przypomniały mi
„Zdarzenia na Brygu Banbury” Wizualizowałem sobie wiszącą swobodnie z
jakiegoś słupa linkę, którą wiatr wwieje mi do ust, a owe robaczkowe
ruchy wciągną mnie niczym zestaw Grammingera aż na szczyt pylonu. O w
XXXX, chyba nie za dobrze z moją głową…

Przestałem iść i zacząłem biec. Przebiegłem nad Smródką i dotarłem do
punktu żywieniowego przy samym Metrze Służew. Stwierdziłem tam, że
MUSZĘ, po prostu nie ma innej opcjji, wejsć do kibla. Toi-toi nagrzany
słońcem był wtedy czymś w rodzaju gównianej sauny. Smród kupy i
chemikaliów wprowadził mnie w jakiś katatoniczny trans. Stawałem się
coraz lżejszy – dosłownie i w przenośni. Skończyłem. Pora na ablucje – w
czym pomocny był zbiornik z antyseptycznym żelem. Kiedy zorientowałem
się, że myję tym ręce przez jakieś 5 minut, dotarło do mnie jak bardzo
źle z moją głową. Siła woli odsunąłem zasuwę i wypadłem ze sracza na
skąpany w letnim słońcu asfalt. Harcereczka z obsługi punktu
żywieniowego litościwie podała mi całą miednicę wody, którą dałem radę
się jako tako otrzeźwieć.

Uffff… Lżejszy o parę kilo i metr sześcienny gnilnych gazów potoczyłem
sie na Północ. Problem polegał na tym, że podczas 20 minutowego postoju
w kiblu zostałem wyprzedzony przez prawdziwe „indywidua”. A to koleś o
lasce. A to laska w wieku mojej babci. A to jacyś przebierańcy. A to
facet z dzieckiem w wózku. Ja XXXX! Ile ja siedziałem w tym
toi-toiu?!?! Nie mogę dotrzeć w tej ekipie na metę! Trzeba wreszcie
zacząć biec!

Ostatnia dycha była golgotą. Biegłem przez kilometr i maszerowałem przez
300 metrów i tak już do końca. Na Most wkroczyłem z nadzieją, że
zmieszczę się w pięciu godzinach. Wiedziałem już, że jeśli miałbym
choćby o sekundę przekroczyć 5 godzin, to po prostu tuż przed metą zejdę
z trasy. Takiego poniżenia bym nie przeżył.

Na ostatnim odcinku udało się przyspieszyć – zewsząd rozlegały się
okrzyki praskich emerytek: dajesz Kacper, dajesz! Brawo brawo! I tak
dalej. Czułem się jak na meczu w piłkę w przedszkolu, kiedy każdorazowe
dotknięcie piłki nogą bywało nagradzane burzą oklasków. Katastrofa, co
za wstyd!

Metę przekroczyłem z czasem 4:42. Zegarek pauzowany podczas wszystkich
postojów pokazywał czas 4:14. Czyli spędziłem srając i kontemplując
możliwość wycofu prawie pół godziny!!

Porwałem medal i enercetę i czym prędzej uciekłem do samochodu, do
którego musiałem jeszcze przeczłapać ponad 2 kilometry.

SMS’owo: najgorszy start w zawodach w życiu a zarazem najlepiej
zorganizowany bieg w jakim kiedykolwiek uczestniczyłem!

I już na serio: doskonała atmosfera na trasie, bardzo mili kibice, było
warto zmierzyć się z fizyczną ruiną swego ciała i jednak dotrzeć do mety.

Jeśli wbiegnę w mniej niż godzinę na Kasprowy, to może czekają na mnie
Gigalaje….?

Ostatnia2013/12/13 09:37 edycja: admintgr od. Powód: Nie cenzuralne słowa !!!
Za tę wiadomość podziękował(a): Łukasz

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.

Więcej
2013/12/13 09:39 #6578 przez admintgr
Replied by admintgr on topic bieganie
Ostrzeżenie 1 !!!
Szanowne Koleżanki i Koledzy,
To jest forum publiczne - zwracam uwagę na język i słownictwo - słowa pisane daje czas do zastanowienia, a nasz ojczysty język bardzo bogaty jest w słownictwo.
Za tę wiadomość podziękował(a): Łukasz

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.

Więcej
2013/12/13 09:58 #6579 przez Michał
Replied by Michał on topic bieganie
ależ drogi adminie
przytoczona historia (nie moja) są to autentyczne przeżycia z pogranicza, gdzie takie słownictwo jakoś tam jest uprawnione. Co ten biedny biegacz w tak ciężkich chwilach miał mówić. O kurczaczki? O mateczko?

Ale by nie dostać więcej po łapach obiecuję patrzeć co wklejam, a sam będę już pisał tylko o wschodach słońca i pięknie przyrody.
Za tę wiadomość podziękował(a): Łukasz

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.

Więcej
2013/12/14 07:14 #6580 przez Łukasz
Replied by Łukasz on topic bieganie
Hej ho. Ostatnio ja i komputer byliśmy chorzy. Powoli wracamy do gry ;) Dzisiaj nie dam rady biegać. Jest ktoś chętny na jutro?

.?.

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.

Czas generowania strony: 0.341 s.