Wy sie chlopaki rozkrecacie, a ja powoli wchodze juz w faze temperingu - odpuszczam przed maratonem, jedynie dopieszczam technike biegu, swiadome obciazanie tych czy takowych miesni / partii nog no i szlifuje "moje" tempo. Tutaj sie nie da, wiec na tzw fejsbuku umiescilem przebieg moich ostatnich dlugich wybiegan - 40 km z szybka ostatnia dziesiatka i progresywne (tj przyspieszane w sposob ciagly) 32 km.
Teraz zastanawiam sie jak to pobiedz ? Czy trzymac ciagle rowne tempo ? Mowi sie ze to dla poczatkujacych "bezpieczne" i latwe. Ale tez mowi sie ze ulatwia zajechanie sie na poczatku i odbiera szanse na przyspieszenie na koncu, jesli akurat tego dnia bylby potencjal. A moze tzw negative split ?
bieganie.pl/?show=1&cat=274&id=5727
Jest technicznie trudniejszy do upilnowania, ale ostatnio tez pracowalem nad dyscyplkina trzymania tempa (czyli rowniez nie przyspieszania). Organizm stopniowo sie rozgrzewa i przygotowuje do pracy na wysokich obrotach. Z kolei wiem, ze mniej mnie kolana bola przy wyzszym tempie (schodze nizej na nogach - kolana bardziej uginam - mniej bezposrednie uderzenie na staw, zwiekszam kadencje - czyli slabiej wale nogami w ziemie, oraz zaczynam stopy stawiac bardzien na palcach - odciazam kolana). Plus negative splita jest taki, ze jesli jest dobry dzien mozna na kolejne/wyzsze tempo wejsc troche wczesniej, jak slaby dzien - troche pozniej. No ale caly plan moze wziac w leb jak wygraja emocje, adrenalina.
Sciany raczej sie nie obawiam - nawet jak bedzie to sobie z nia poradze, to tez byl element moich wrednych treningow. Obawiam sie lewego kolana i ostatnio buntujacego sie lewego miesnia posladka w okolicach nerwu kulszowego, ktory jest obciazany na poczatku, podczas niskiego tempa.
Podzielicie sie tym co slyszeliscie (albo sami przezyliscie) nt sensownej taktyki biegniecia maratonu ?
Ubu