Dzisiaj zainaugurowalem nowy sezon biegania wieczornego i dalem popis, nie ma co ...
Podobnie jak 6-7 lat temu, zwyczajnie zabladzilem w lesie. Pobieglem nie w ta przecinke co trzeba, potem odbilem w bok w kierunku dobrej przecinki, pobieglem sporo "na oko" i wyladowalem na kompletnie nieznanej drodze lesnej. Potem dalej - jeszcze bardziej na oko, az w koncu nic mi nie przypominalo znanych mi okolic i zabralem sie za wyznaczanie kierunku za pomoca Global Positioning System typu mech na grubych drzewach (tak, tak, smiejcie sie, nalezy mi sie ...)
Mimo, ze bylem bardzo sceptyczny co do dokladnosci Mech-GPSa, ale w koncu nie mialem lepszej alternatywy (zachmurzone niebo, instynkt podaje sprzeczne odczucia co do kierunku) - okazuje sie ze z dokladnoscia / bledem ok 45 stopni ale wyprowadzil mnie na skraj lasu. Tym razem bylem zdedydowanie lepszy niz 7 lat temu (kiedy wyladowalem w cywilizacji gdzies za Rogalinem, ok 23-ciej w nocy) - teraz wyrzucilo mnie na asfalt w okolicach łuku jak sie jedzie na Rogalin, za stanowiskiem "Grochowka Wojskowa".
Na koniec, jak juz dotarlem do Mieczewa i bieglem spowrotem do lasu po cholerny rower (a nogi juz weszly mi do tylka mniej wiecej do poziomu kolan), na granicy lasu napedzila mi niezlego stracha ... sarna, stojaca jak posag na samym srodku drogi lesnej. Jej slepia strasznie diabelsko odbijaly sie od mojej czolowki, cholera stala jak slupek pyskiem idealnie na mnie, wiec po ciemku, bez ruchu i z tymi slepiami wygladala jak miniatura diabla - szczegolnie ze nie ruszyla sie do odleglosci ok 5 metrow, mimo ze bieglem prosto na nia.
Az strach pomyslec jak sezon bedzie wygladal jak bieganie sie rozkreci ...
R