Tak pobiegałem po nowej jesiennej trasie Mieczewskiej.
Maraton hm eeee hmm,no kurcze blade nie wiem czym jest godzien coś pisać.
Widząc ten dystans i dużo starszych jak mnie wyprzedzali to uświadomiłem sobie jaki jestem cienias,choć z drugiej strony dobiegłem do mety bez chodzenia ,no raz z Bartkiem obibokiem -żabolem przeszedłem z 20 m miał kontuzję i na posiłkach też,resztę przebiegłem .Na 20 km już spuchnięty byłem a 2 ostatnie się człapałem ,nic mnie specjalnie nie było głowa też wporzo ,co jedynie to stopy mnie nie chciały nieść i po biegu dziwne bule pod kolanami nigdy takich nie miałem ,ale już dobrze.Zostały tylko stare kontuzje czyli pięta i łydka które właściwie w trakcie maratonu -prawie się nie odzywały ,może to zasługa skarpet biegowych-ściągających łydką,dostałem w spadku od szwagrocha.
na prawdę nie wiem co konkretnie z tak ważnego wydarzenia napisać.
Najważniejsze to pełen podziw i wielki szacun dla tych biegaczy po 50 i 60 ITD.
Ja na starcie mówiłem że nie wiem co tu robię z moimi kontuzjami ,ale jak to powiedziałem pierwszy i ostatni maraton biegnę to nie mogłem zrezygnować,tak właśnie tak mówiłem od wiosny że maraton pobiegnę raz,no ale nie wiem czy dotrzymam słowa w przyszłym roku zobaczymy.
Co by tu jeszcze ,biegło się lekko łatwo jak na pierwszej połówce wiosną ,ale zmęczenie było oczywiście.
I wielkie podziękowania dla kibiców z Mieczewa Pan Roman z żonką i córką tak mnie zmotywowali ,a pan Roman to nawet mnie kawałek pod ciągnoł ,że następny km pobiegłem ostro,i zdałem sobie też sprawę że na każdym kilosie trzeba by mieć kibiców właśnie takich wspaniałych jak moi DZIĘKUJĘ WAM BARDZO.
To tyle chyba starczy i biore się za bieganie przy Mieczewskich latarniach.