Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że nasze korzenie są tam, gdzie nasze groby. W najbliższy wtorek wielu z nas wyruszy w drogę – dłuższą bądź krótszą – aby do tych korzeni dotrzeć. Święto Zmarłych jest, a przynajmniej być powinno, dniem refleksji nad nieobecnymi już wśród nas ludźmi. Powaga, zaduma, modlitwa – taka jest tradycyjna atmosfera dnia pierwszego listopada. W takiej wyrastaliśmy i taka wydaje się naturalna. Właśnie, chyba się tylko wydaje...
"Tak" to słowo, od którego wszystko się zaczyna. A "wszystko" oznacza gorączkowe przygotowywania do ślubu i wesela, opracowywanie strategii godnej samego Napoleona. Dlaczego w ogóle o tym wspominam? Chyba dlatego, że do niedawna żyłam w błogiej nieświadomości, z której to wyciągnęli mnie pewni znajomi, będący w zaawansowanej fazie przygotowań do dnia "W".
Ostatnimi czasy zadaję się z lekarzami. Niestety, z różnych względów zmuszona jestem do wizyt tu i ówdzie, co przyprawia mnie o lekki ból głowy, gdyż jako osoba młoda i sprawna w ogóle nie powinnam w takich miejscach bywać. Moje dotychczasowe doświadczenia były raczej pozytywne, a to z tego względu, że leczę się prywatnie. Niedawno jednak zmuszona byłam skorzystać z państwowej, należnej jak psu zupa służby zdrowia, wobec czego wybrałam się do poradni chorób zakaźnych – nie, nie – żółtaczka, ani tyfus plamisty nie były powodem wizyty. Był on mniej spektakularny - na pozór niegroźne ukąszenie przez kleszcza.
To nie nowość i chyba każdy się zgodzi, jak napiszę, że żyjemy w biegu. Dzień za dniem i miesiąc za miesiącem upływają w tempie iście sprinterskim. Rytm naszego życia wyznaczają zegarki i kalendarze i tylko pozazdrościć tym, którzy są z tego wyłączeni i mogą ze spokojem funkcjonować według własnego rytmu lub – co jest rozwiązaniem idealnym – rytmu natury.
Chcielibyśmy zaprezentować tutaj Kórnik z czysto praktycznego punktu widzenia. Nie ujmując niczego temu przyjemnemu miasteczku, zamiast na jego walorach turystycznych, skupimy się na sklepach i innych tego typu miejscach.
Wreszcie ruszamy ze stroną Mieczewa, naszego miejsca. Zamieszkaliśmy tu 30 kwietnia 2009 i po zaledwie kilku miesiącach stwierdzamy, że jest to miejsce idealne.
W sierpniu 2009 roku spełnił się wielki sen. To nie był koncert - to było coś ekstremalnie, fenomenalnie odjazdowego. Połączenie boskiej muzyki, charyzmy Bono i mega niesamowitego widowiska. Jeszcze teraz jak o tym myślę to dostaję gęsiej skórki. Niestety - żadna fotografia, ani żaden filmik, który widziałem nie jest w stanie oddać tej atmosfery tego co tam się działo...
Mieczewo jest osadą o bardzo dawnej metryce historycznej. Początki naszej miejscowości zapewne związane są z istnieniem opola w Bninie dla którego Mieczewo było osadą służebną. Oznaczać to może, że było wówczas własnością królewską, która dopiero u schyłku XII w. przeszła w ręce prywatne. Możliwe, że należało do komesa Dolberta przed 1246 rokiem, bo wtedy posiadał on Doberatki (zaginioną wieś przy Mieczewie dla której Mieczewo było parafią).Jednakże bardziej prawdopodobnym jest, że w średniowieczu Mieczewo należało do kompleksu dóbr rodowych Łodziów z Gostynia. Wprawdzie nie jest pewnym czy nadano je już Hugonowi Łodzicowi w trakcie nadań jakich dokonał w latach 30-tych XIII wieku Henryk I Brodaty – książę wrocławski, krakowski i wielkopolski, czy też nadanie dotyczyło jego syna Przedpełka, który był beneficjentem nadań czynionych przez książąt Przemysła I i jego brata Bolesława Pobożnego w latach czterdziestych XIII wieku, pewne jest jednak, że w 1294 r. wydano dla Mirosława Przedpełkowica / comitis Miroslay filii Pretpelci ... villis videlicet Meczevo / -wnuka Hugona, późniejszego kasztelana bnińskiego przywilej, zezwalający na przeniesienie jego dóbr, w tym także Mieczewa, na prawo niemieckie.