Jeszcze długo przed biegiem obiecałem sobie, że taką relację napiszę. Opisane biegi Michała w Maratonie czy Rafała w połówce wiele mi dały. Jako amator biegania czerpałem z nich wiedzę jak to jest na tym półmaratonie. Ok ale dosyć ściem ….
Relacja.
Po pierwsze strategia:
Mój największy problem był taki, że totalnie byłem zielony (piszę w czasie przeszłym bo już jakieś doświadczenie mam) i nie wiedziałem jak mam biec, zakładałem różne scenariusze, ale właśnie wyżej wspomniane opisy uświadomiły mi jedno “Karol nie leć na starcie do przodu jak oszalały, sprawdzaj puls i pij na każdym wodopoju).
Poranek przed półmaratonem:
Poszedłem wcześnie spać tak, że wstając ok 6:40 byłem wyspany i gotowy. Na śniadanie wcinałem płatki z mlekiem i bułe z dżemem. (Bałem się zastosować zalecenia Joanny, bo nigdy nie biegałem po owsiance. Obawiałem się ze będę się rozglądał w biegu za TOI TOI

) . Sprawdziłem pogodę i masz: na samochodach szron, w necie piszą ze będzie pochmurno, przelotne opady, kurcze nie będzie miło, więc szybka decyzja i biegnę w bluzie i bieliźnie termoaktywnej, nawet zabrałem rękawiczki i cienką czapkę. (masakra). Banan w torbę rzeczy na przebranie i heja …a wróciłem się jeszcze po koszulkę bo miałem plan zamienić ją na bluzę jak by się ociepliło.
Na miejsce pojechałem z sąsiadami . Sąsiad Radek biegł, jego żona kibicowała i robiła zdjęcia. Wyjechaliśmy o 8 a na miejscu byliśmy ok 8:30. Nadal zimno…. szybka decyzja i to co napisałem bluza zamiast koszulki.
Droga na start i rozgrzewka:
Dobrze że zabrałem czapkę i rękawiczki bo powiem wam ze zmarzłem po drodze. Byliśmy na starcie 8:45 więc już mnie trzymało już czułem adrenalinę, ciśnienie i powtarzałem sobie w myślach: “spoko Karol nie goń kenijczyków to nie ma sensu”. Potruchtałem sobie, po 9 zjadłem banana i poszedłem ze dwa razy do TOI TOIa, to wynik nawadniania się dzień przed biegiem.
W między czasie zrobiliśmy sobie pare fotek. No i zauważyłem ,że już zaczyna się zagęszczać ludzi coraz więcej, 9:40 ruszyliśmy do wyznaczonych sektorów. Mój sektor “E” był oddalony ja wiem z 500 metrów od startu (2 min biegu dodatkowo

) ale ok, niech im będzie.
Rozgrzewka była fajna bo tyle ludzi zaczęło skakać i wymachiwać rękoma to super widok.
Ok, Ok, włączyłem Endo aby sygnał złapało i czekam czekam aż tu nagle widzę gościa z balonikami jakieś 20 metrów przede mną z napisem pacemaker 2:00, 2 h. Kurcze jest okazja aby pogadać pomyślałem, przeciskałem się aż udało mi się ( po drodze zmieniłem sektor, na “D” a co tam z nowicjuszami pobiegnę? - zielony ten człowiek był

).
Zając bo tak nazywają tego z Balonikami powiedział mi ze biegną stałym tempem po 5:48-5:45 bez nadrabiania. To była chwila, w której zadecydowałem trzymam się baloników, cały czas do 5 km aż się rozgrzeje. A później zobaczymy albo przyśpieszę albo będę się trzymał baloników (nie ma szans na to abym zwolnił - była “moc”)
START i pierwsze kilometry
Baloniki obok mnie no i i i zaczyna się kurcze już nie ma odwrotu. Myślę “Karol teraz trza biec biec i biec (z resztą tak jak w każdą niedziele z ekipą z Mieczewa

- no ok psa mi nie dali

).
Przy starcie kilka razy się zatrzymywałem bo tyle ludzi że tłok się zrobił, a ten zając z balonikami widzę, że już zasuwa za linią startu. Na pierwszym kilometrze baloniki uciekły mi ja wiem jakieś 100 metrów, ale mówię sobie, ok co to jest 100 metrów trzymaj się ich i nie zwalniaj (taki miałem plan , kurcze jak się rozgrzeje to zaraz ich dogonię i już). A tu klops bo na początku powiem wam nie spodziewałem się tak wąskich gardeł, abym po przebiegnięciu lini startu po przebiegnięciu pierwszego kilometra musiał iść, co tu się dzieje, jeszcze zaczynają mi te baloniki uciekać, i to mi się najbardziej nie podobało, kilka zakrętów i taki tłok, musiałem się ratować przechodząc na chodnik i grzać przez dobre kilka minut aby znowu baloniki były w okolicach kilku, kilkunastu metrów.
No i super było później, tak jak sobie założyłem z balonikami biegłem do pierwszego wodopoju.
Czyli tempo 3:32-3:41, tętno: 169- 173 Tak dobiegłem do 6 kilometra gdzie zapadła decyzja, że się urywam zwiększyłem tempo do 5:26 tętno: 171-174, super kurcze, ale super mi się biegło, rewelacja - po drodze schowałem rękawiczki czapkę to już na pierwszym kilometrze schowałem i gnałem do przodu mijałem ludzi, i biegłem do celu do mety. Na 11 wodopój z podbiegiem tam straciłem trochę ale po chwili wyrównałem bieg. Co do klimatu w czasie biegu, klika razy chciałem zagadać albo miałem pecha albo byli tak skupieni, że klimatu nie czułem, no cóż (biegam z Mieczewakami po lasach a oni gadają ciągle, kurcze może na półmaratonie nie wolno gadać?). Przed piętnastym kilometrem wcinałem czekoladę popiłem wodą. I już zaczynałem wypatrywać i myśleć, gdzie są te baloniki na 1:55? No i na Garbarach się zaczęło (nie przez to ze Michał mi zaczął kibicować). Trochę się przestraszyłem bo zacząłem się czuć jakoś tak dziwnie ciarki mnie przechodziły. sprawdziłem tętno w normie - co jest? A teraz już wiem leciałem cały czas w słońcu, mam twarz tak zjaraną, a na Garbarach cień i tak mi się kurczę dziwnie zaczęło robić mrowienie po twarzy. Wiem też, że za ciepło się ubrałem. Na końcówce, w okolicach Wielkiej już 18 km, zmęczenie dawało mi się we znaki, już mi się przechodziły różne myśli do głowy, jak mam finiszować?, czy będzie jeszcze jeden wodopój?. Dopingował mnie mój pracodawca dyrektor Instytutu Logistyki ,w którym pracuje, pełnił on funkcję ratownika medycznego. Przybiliśmy piątkę, powiedziałem, że "JEST MOC" i poleciałem dalej. W okolicach Politechniki widziałem akcję ratowników medycznych. No ładnie, pomyślałem "tylko dobiegnij".
Miałem jeszcze przy sobie jeną kostkę czekolady i wrąbałem ją, bo słyszałem przelotem ze teraz brakuje nam cukrów i organizm słabnie i że trzeba coś słodkiego zjeść, aby mieć siłę i chęć biegać. Powiem wam dziwne uczucie - nie czułem smaku tylko tak mym coś jadł, rozpuścić się nie chciała, śliny nie miałem czy co? ( no pewnie nie miałem ) Pogryzłem i jakoś połknąłem. W okolicach Galerii Malta czekała na mnie rodzinka, była już tam z godzinę i krzyczeli TaTa. Tam chciałem dobiec, a później to już mi wszystko jedno, Na 20 jest woda, woda, dałem ze dwa łyki i czuje, że kolka mnie bierze , nie piłem więcej i przypomniała mi się rada Romka wyrównaj oddech oddychaj brzuchem. (Przeszło). Wbiegłem na Maltę i po chwili widzę kurcze meta no i zasuwam, ale ta meta to taka jakaś dziwna bo nie ma zegara ani pomiaru czasu. (a to był balon taki niebieski). No i finisz był z górki ale powiem wam, że ja już tego nie czułem.(Tętno:180 - już była końcówa ) Cieszyłem się wpadając na metę bo na starcie słyszałem dalej dalej pierwsi zawodnicy już biegną od 5 min. Ja wbiegając na metę widziałem na zegarze czas 2:02. Super pomyślałem od tego czasu jeszcze odejmę 5 min, złamałem 2h. Jest za mną pierwszy półmaraton!!!!!!
Oficjalny wynik i podsumowanie
Oficjalnie na metę wpadłem o czasie 2:00:02. (Baloniki na metę wpadły ze mną

) Od kilku dni miałem już w myślach 2h i tak zostało - cieszę się bardzo z czasu i powiem wam, że nawet jak by był słabszy to też bym się cieszył.
Biegam już przeszło 2 lata z przerwami na kontuzję kolan, ostatnia wyeliminowała mnie z całkowitego biegania na pół roku a wracając to cały sierpień i wrzesień biegałem max 6 km. Zima łaskawa więc przebiegałem bez kontuzji a forum i dyskusje w czasie biegu dały mi wiele rad na temat treningów, biegania, żywienia,.
Może i ten wpis też komuś pomoże. Ja szukałem takich informacji. Więc zapodaje i pozdrawiam
Ps. Teraz już wiem zające z balonikami wpadli na metę razem ze mną, ciekawe co by było jak bym nie uciekał, mogę gdybać bo nie wiem, może bym miał siły na koniec a może nie i bym i tak i tak został trochę.
Te pare przerw na początku, tam straciłem też kilka ładnych sekund.
Przeciskanie się i ten chodnik następne sekundy i siły.
Za ciepło byłem ubrany
Ja żałuje, że nie zabrałem wody (myślałem, że wodę dostane co 5 km ale dobiec z 15stgo km do wodopoju na 20, no właśnie).
Relacja zdana - i co? od wtorku na trening.
pozdrawiam Karol