JA I ON, ON I JA  CZYLI MY

No i nadszedł ten dzień. Dzień pełen radości, ale też wspomnień i rozmyślań. Obchodzimy dzisiaj z Avilem nasze wspólne święto – 5 rocznicę bycia razem.

O Avilu tyle już pisałam, że pewnie znacie go tak samo dobrze jak ja. A on mnie jeszcze lepiej. Cóż, to on z nas dwojga , potrafi lepiej wykorzystać zmysły jakimi obdarzyła go natura. Węch doskonały. Najlepszy lokalizator niewypakowanego z siatki mięska, plastykowych pojemniczku o zapachu piersi z kurczaka czy też fermentującego nawozu z pokrzyw do ogródka.

A z tym nawozem to też była niezła akcja. Jako ciągle dokształcający się ogrodnik, gorący zwolennik eco wyczytałam , że bardzo skuteczna i w zwalczaniu mszyc i w nawożeniu jest pokrzywa i/lub mniszek. Więc postanowiłam przygotować nawóz z pokrzyw. Przygotowałam wiadro 30 l, narwałam pokrzyw, zalałam wodą. Roztwór miał fermentować i dojrzewać na słońcu ok. 14 dni. Do moich obowiązków należało czasami  zamieszać w wiadrze. Robiłam wszystko według przepisu ( w końcu niezbyt skomplikowany nawet jak na mnie). Po 5 dniach zaczynał z wiadra iść lekki fetorek. Ok pomyślałam, wytrzymam w końcu wiadro i tak stoi na dworze. Z każdym dniem „zapaszek” robił się intensywniejszy, a z wiadra ubywało roztworu. Jako obeznana z prawami fizyki nie dałam się zmylić. Przecież jeżeli roztwór stoi na intensywnym słońcu to i paruje, a więc naturalnie go ubywa. Doczekałam 12 dni. Zapach przebijał wszelkie olejki eteryczne, a nawozu zostało może z 1/3 wiadra. Rozumiem prawa fizyki, ale tak intensywnego parowania nie ma nawet na równiku. Wiadro nie uszkodzone, nic się z niego nie sączy.

Hmmm.  Może to działa tak, że w nocy robactwo z warzyw i krzewów ( mszyce, przędziorki i co tam jeszcze matka natura powołała do życia) przylatują się żywić do tego wiadra, to w dzień dają roślinom spokój. Nawozu ubywa a rośliny dzięki temu nie ruszone - pomyślała blondynka. Poszłam sprawdzić warzywniak. Robactwo żre na potęgę. No tak, może z fizyką się trochę zapoznałam , ale z biologią klapa. No nie zupełnie, bo z liceum pamiętam budowę pierścienic dzisiaj nie przydatną mi do niczego.

Poszłam poszperać w internecie. Tam ludziska wiedzą wszystko. Zbliżał się wieczór. Czas Avilowi przygotować jedzenie. Zapędzam się do kuchni. Kontrolny rzut okiem na ogród. Avila nie widać. Normalka. Zaraz, zaraz. Słyszę mlaskanie, a raczej psie siorbanie. Świetnie Avil już je. Zawracam. Nie, ale co on je. Sam sobie zrobił kolację czy co. Boże może zagryzł jakiegoś kota. Wybiegam na ogród. Uff, ale fetor. A w jego centrum Avisiu kochany siorbie mój nawóz z pokrzyw. I oblizuje się jak nigdy.

Ajajaj. Przecież doktory zawsze mówiły, że pokrzywa pełna jest naturalnego dobrodziejstwa. A ta moja to prawdziwa ekopokrzywa. Jeżeli Avil dobrowolnie to wcina, to znaczy że tego potrzebuje. Niech mu tam. Nie będę oszczędzać na pokrzywach. Od tamtej pory zawsze robię 2 wiadra nawozu jedno dla Avila, drugie dla mszyc i roślinek.

Ale historia jeszcze miała inne również zaskakujące zakończenie.

Kilka tygodni później pracuję w ogródku. Przechodzi sąsiad. Delikatnie zerka co robię. Zwalnia. Następne spojrzenie i następne. Już się z tym nie kryje. W końcu przystaje i pyta się wprost co robię. Jako dobrze wychowana osóbka odpowiadam zgodnie z prawdą  : „Sadzę pokrzywę”.

Widziałam twarz sąsiada. I jego wzrok. I te jego myśli w pełnej wizualizacji „a czego można się spodziewać po miastowej. Słyszała pewnie, że w ogródkach się coś sadzi to sadzi pokrzywę. Pewnie myśli, że jak dosadzi jeszcze mniszka i babkę lancetowatą to trawnik sam jej urośnie jako uzupełnienie łąki”.

Jakby to powiedzieć, nie weszłam w dyskusję z myślami sąsiada. Bo i co miałam powiedzieć, że to karma dla psa ?

Wracając do zmysłów Avisia. Węch i wyrafinowany smak już przerobiliśmy. Pora na wzrok i zmysł obserwacji. Też doskonały.  Perfekcyjnie wychwytuje moje chwile nieuwagi, umiejętnie odczytuje z rysów twarzy. Czasami mam wręcz wrażenie, że zna moje myśli na ułamek sekundy przede mną. Czysta, nieskażona biologia i instynkt.

Jednocześnie po tylu latach i ja nauczyłam się czytać z jego postawy i zachowania. Tego uczymy się wspólnie od siebie nawzajem. Ale nie mogę powiedzieć że popadliśmy w rutynę i robi się nudnawo. Chciałabym powiedzieć górnolotnie, że ciągle odkrywam coś nowego. Ale nic z tych rzeczy. Te „nieodkryte” lądy to po prostu uświadamianie sobie czegoś co najczęściej dawno już istnieje tylko było poza moja percepcją. Aż nagle wpadam na „błyskotliwą” myśl, chwila podziwu dla siebie za „inteligencję” i proza rzeczywistości – przecież obserwowałam to coś już dawniej tyle, że bez żadnych wniosków czy bez powiązania skutków i przyczyny. W tym momencie piórka opadają i wracam na ziemię. Ale i dobrze bo jakoś tutaj czuję się najlepiej.

Avilku, dziękuję Tobie za wzbogacanie mojego życia, za ciągłą radość, którą mi okazujesz przy każdym powrocie do domu, za szczerość przy okazywaniu uczuć, za wierność.

A my z Avilem

Dziękujemy  Fundacji „Boksery w potrzebie” za opiekę nad dziesiątkami takich Avilów, finansowanie ich potrzeb zdrowotnych, wyszukiwanie domów dla podopiecznych.

Dziękujemy ludziom, którzy wpłacają na takie Fundacje, bo stwarzają szansę na uszczęśliwianie ludzi i zwierząt.

Szczególnie dziękujemy Hani i Andrzejowi, którzy właśnie w Poznaniu od wielu lat aktywnie ratują Avilów, koordynują leczenie, wyszukują hoteliki, domy zastępcze i stałe, transportują, odwiedzają w lecznicach i domach, dożywiają, wyprowadzają na spacery. I  to właśnie Oni cały czas są z nami.