Mieczewskie Termopile

"Wsi spokojna, wsi wesoła,
Który głos twej chwale zdoła?

Kto twe wczasy, kto pożytki
może wspomnieć za raz wszytki?"

Ach piękne i spokojne to nasze Mieczewo, wypisz wymaluj jak z pieśni Jana Kochanowskiego, ale miała nasza mała ojczyzna swoją chwilę chwały wielkiej, gdzie tumult bitewny spokój naszej okolicy zmącił. Było to w Roku Pańskim 1331. w czasie wojny jaką z Zakonnikami Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie prowadził król Polski Władysław I Łokietek.

Bitwa pod Płowcami 1331 - Juliusz Kossak

Żniwa ku końcowi się miały, udane były i dostatek zapowiadały. Nagle z Kujaw zaczęły dobiegać straszliwe wieści, że Krzyżacy idą ! O zdradzie Wincentego z Szamotuł - Starosty Jeneralnego powszechnie wspominano i jego poddaniu Dziedziny Wielkopolskiej Krzyżakom prawiono. Jako, to żadne wojska wielkopolskie Krzyżakom oporu nie dawały, kto żyw ucieczki próbował, jednakże Pan na  Bninie  obronę jął organizować. Poderwało się chłopstwo okoliczne z Kępy, Zwoli, Doliwca, Jezior, Błażejewa, Mościenicy,  Kamionek, Daszewic, Głuszyny i Czapur i czym prędzej wał usypało na ponad 20 kilometrów długi, linię obronną szykując i zabezpieczając ogromny teren, na którym wielu uciekinierów się schroniło.  Fakt ten, kronikarz Długosz opisał ,a za nim najdobitniej skomentował w swoim dziele E.Caller” POWIAT PYZDRSKI … :

„W r. 1331 podczas najazdu Krzyżaków usypali mieszkańcy okolic Zaniemyśla wał na kilka mil długi, od Kępy do Głuszyny, i wykopali przed nim rów, który napełnili wodą z jeziora zaniemyślskiego .Za tym wałem zebrała się znaczna liczba rycerzy i włościan, i mnóstwo tam pospędzano bydła. Gdy chciwi tego Łupu Krzyżacy zbliżyli się do okopów, pchnięto czemprędzej gońców do króla Władysława, który niebawem przysłał swego marszałka i kilka set dworzan w Posiłku. Ich pomocą wsparci, wyszli Zaniemyślanie za przekop na spotkanie się z nieprzyjacielem. A gdy ich wojsko powiększyła jeszcze gromada wieśniaków, taką zadali Krzyżakom klęskę, że mała ledwo liczba ujść zdołała morderczej śmierci; nikogo bowiem nie brano w niewolę a chłopstwo rozjuszone żadnej nie oszczędzało głowy. Szczątki tego wału przechowały się dotąd. Jeden zwłaszcza szaniec, na niedostępnych usypany błotach w kształcie czworoboku; sterczace w pobliżu mogiły i wykopywane różnemi czasy kości ludzkie są niemymi świadkami tej krwawej obrony”

Oczywistym jest, że umocnienia te nie tworzyły zwartej linii, a tylko zamykały przesmyki pomiędzy jeziorami i dalej oparte były o podmokłą dolinę Głuszynki.  Teren cały od zachodu oparty był o Wartę. Prawdopodobnie przebieg zdarzeń był następujący. Krzyżacy wyszli z Pyzdr 27 lipca 1331 i podążali na Poznań. W następnym dniu byli już w Środzie Wielkopolskiej, a posuwali się dość szeroką ławą, bo w dniu tym także z dymem puścili Winną koło Zaniemyśla, samego jednak czy to na skutek oporu mieszkańców czy też z pośpiechu zaniechali. 29 lipca spalili Bnin leżący na umocnionym przesmyku i wobec tego faktu przyjąć można, że tędy wkroczyli do wnętrza umocnionego rejonu. Prawdopodobnie to gdzieś tutaj pomiędzy Mieczewem a Czmoniem doszło do znaczącej bitwy, którą Krzyżacy musieli przegrać. Świadczyć o tym może fakt, iż zaprzestali oni dalszego marszu na Poznań  i przesmykiem krnickim wydostali się na zewnątrz umocnień, a dalej przez Kostrzyn, Pobiedziska uderzyli na Gniezno. Sama bitwa pozostaje kwestią dość zagadkową, a w źródłach brak o niej niemal zupełnie wzmianek (omyłkowo chyba potyczka ta pojawia się jako bitwa pod Palędziem. Albo chodzi o zaginioną obecnie miejscowość na naszym terenie, albo jest to pomyłka kronikarzy, bo do Palendzia leżącego na zachód od Poznania Krzyżacy w trakcie tej kampanii nie dotarli. Możliwe, że kronikarze o bitwie Jana króla Czech, który w początku października oblegał Poznań pisali jeno, błądzili wszak, bo nie z Krzyżakami lecz z Czechami pod Palędziem okazja do utarczki była możliwą. Wszelako o tym zwycięstwie mówił kronikarz krzyżacki: „kmiecie poznańscy dokonali rzezi na Krzyżakach”.) Polskim dowódcą w tej bitwie był kasztelan  Bniński, co na nasz teren wskazuje. 

Aby tą alternatywną i dość swobodną wizję historyczną  bardziej w realiach osadzić, przedstawię poniżej w krótkim zarysie przebieg wojny Polsko – Krzyżackiej w roku 1331, jako, że o wiktorii grunwaldzkiej wszyscy słyszeli a o Radziejowskim Polu tylko nieliczni wiedzę jakąś posiadają.

18 października 1330 roku, po wcześniejszych potyczkach zawarto rozejm ważny do 26 maja 1331 roku. Po jego wygaśnięciu Krzyżacy podjęli wyprawę zbrojną, na czele której stanął wielki marszałek Dietrich von Altenburg i komtur chełmiński Otto von Luterberg . Nie brakło również takich znakomitych rycerzy zakonnych jak komtur elbląski Herman von Oetting, komtur gdański Albrecht von Ore, wielki komtur Otto von Bonsdorf oraz komtur bałgijski Henryk Reuss von Plauen. W armii tej znajdowali się również Krzyżacy inflanccy oraz goście z zachodniej Europy, pośród których z Anglii niejaki Thomas Uffart sto kopii przywiódł. Obecność tylu wysokich dostojników zakonnych i gości wskazywać może, że musiała to być armia liczna. Zapewne w jej skład wchodziło około 2000 jazdy (w tym około 200 ciężkozbrojnych braci krzyżackich, 100 ciężkozbrojnych rycerzy świeckich), mniej więcej 2000 konnych giermków oraz 3000 chłopskiej ludności pruskiej. Krzyżacy zamierzali poprowadzić decydujące uderzenie i ostatecznie rozprawić się z Władysławem I Łokietkiem. Atak krzyżacki miał być skoordynowany z wkroczeniem od południa wojsk czeskich króla Jana Luksemburskiego. Sojusznicy mieli spotkać się 14 września pod Kaliszem. Już w święto Ś.Maryi Magdaleny (22 lipca) duży oddział zakonny stanowiący forpocztę armii przeszedł przez Wisłę pod Wyszogrodem i skierowało się na Kujawyi zajmując Bydgoszcz. Drugi oddział przebył Wisłę w Toruniu i pod zamki Brześć i Inowrocław podstąpił. Jednakoż próba zajęcia obu miast nie powiodła się.  Wojska krzyżackie odstąpiły od oblężenia i  wkroczyły do wschodniej Wielkopolski. Idąc na południe splądrowały Słupcę, ale głównym celem ataku były Pyzdry, gdzie przebywał jako namiestnik królewski, królewicz Kazimierz; późniejszy król Kazimierz Wielki. (otrzymał on w maju tego roku od ojca, Władysława Łokietka  namiestnictwo w Wielkopolsce oraz na Kujawach). Niewiele brakowało, by zdrada Wincentego z Szamotuł i  zasadzka krzyżacka w Pyzdrach na królewicza Kazimierza, zakończyły się sukcesem Krzyżaków, a totalną klęską  Polaków.

Mały wtręt poświęcony Wincentemu z Szamotuł. Ów Starosta Generalny Wielkopolski, położył wiele zasług dla Łokietka jednak wojownik ten miał gwałtowny charakter, był surowy i dumny i do tego stopnia zniechęcił przeciwko sobie szlachtę wielkopolską, że ulegając jej jednozgodnemu życzeniu, Łokietek odjął mu dostojeństwo „Jenerała”, a podkreślając niełaskę, zastąpił go swym synem królewiczem Kazimierzem, rozjątrzony Szamotulski wycofał się z życia politycznego dezorganizując obronę Wielkopolski, a nawet poddał Krzyżakom zamki własne i królewskie, których straż miał sobie powierzoną, przez to ułatwił napad na Wielkopolskę i ciężkie zniszczenie tej prowincji. Długosz zinterpretował to jako zdradę i działanie w interesie Krzyżaków. Uważał nawet, że Wincenty sam się zaoferował Krzyżakom i wspierał działania armii Ottona von Luttenbegra, do plądrowania i palenia ich zachęcając. Po tej pierwszej rejzie z Krzyżakami do Torunia zawitał gdzie Wielki Mistrz Luder, książe Brunszwicki pochwał mu nie szczędził. Także i we wrześniowym wypadzie Wincenty brał udział, drogi wskazując i do okropieństw namawiając. Aby uzasadnić późniejszy udział wojsk wielkopolskich pod wodzą Wincentego w Bitwie pod Płowcami po stronie Łokietka, nasz dziejopis napisał, że Wielkopolanin nawrócił się i uzyskał przebaczenie króla polskiego. Wszak nie z własnej inicjatywy tylko  na skutek zabiegów Króla Władysława który pod Koninem wysłał w tajemnicy gońców do wojewody Poznańskiego by do opamiętania go przywołać. Trudno dociec czy to przekupstwo czy widok spustoszeń jakich był udziałowcem to spowodowały, ale przystał na warunki królewskie i przeciw Krzyżakom w walnej bitwie zwrócić się przyobiecał. Koniec końców w bitwie na Radziejowskim polu kluczową rolę odegrał, ryglując pozycje krzyżackiej straży tylniej i możliwość ucieczki im zamykając ,a co przywrócony do dostojeństw został. Wspomniany już Długosz tak ten akt nawrócenia opisał "Ale rzeczony Wincenty z Szamotuł Wojewoda Poznański, który aż do tego dnia w obozie Krzyżaków przebywał, nie zawiódł Władysława króla polskiego: uderzywszy bowiem własnym ludem i rycerstwem na nieprzyjaciół, ...wielką zadał im klęskę i dla zmazania i zagładzenia swojej hańby wielkie wobec króla i całego wojska dał dowody swej wierności i odwagi" Jednako, krótko po wojnie, gdy po dawnemu dokuczał szlachcie, rozsiekany od niej został z wyzwiskami zdrajcy i sprzedawczyka w roku 1333.

Na szczęście dzięki mieszkańcom Pyzdr, Kazimierz zdołał się wymknąć z zasadzki i dotrzeć do obozu rycerstwa w pobliżu miasta. Polacy podjęli próbę walki,  jednak szybko ocenili, iż nie można było wygrać i oddziały polskie wycofały się. Krzyżacy zaś 27 lipca 1331 roku zajęli Pyzdry nad Wartą, paląc miasto i srogo karząc mieszczan pyzdrskich za stawiany opór. Następnie wobec niepowodzenia jakim było wymknięcie się królewicza Kazimierza wojska Krzyżackie wkroczyły do serca Wielkopolski łupiąc i paląc wszystkie miasta na swej drodze. Skierowali się na Poznań. W dniu 28 lipca splądrował i spalił Środę Wielkopolską a w dniu następnym tj.29 lipca przystąpił do sforsowania umocnień plskich w przesmyku między jeziorem Bnińskim i Kórnickim. Udało się Krzyżakom zdobyć gród w Bninie, który spalili do szczętu i wkroczyli na nasz teren opisany we wstępie do tego artykułu. Wielkopolanie nie pozostali jednak bierni na najazd i zdołali pokonać najeźdźców. Napotkawszy na tak znaczny opór Krzyżacy zrezygnowali z prób ataku na Poznań i skierowali się przez Kostrzyń i Pobiedziska (oba miasta zniszczyli) w kierunku Gniezna. W sobotę, 31 lipca 1331 r. oddział pod wodzą Dietricha von Altenburga „zawitał” do Gniezna. Krzyżacy spalili i splądrowali podgrodzie, ale z pożogi uchował się kompleks klasztorny Fanciszkanów, do którego schroniła się okoliczna ludność oraz kościół katedralny. Ocalenie tego ostatniego zawdzięczać należy interwencji prezbitera i ołtarzysty Wojciecha. Członek gnieźnieńskiej kapituły najpierw poprzez posłańców, a następnie osobiście negocjował z marszałkiem Dietrichem von Altenburgiem. Co ciekawe, w zamian za oszczędzenie archikatedry Wojciech zobowiązał się do odprawienia 30 mszy za najeźdźców. Tuż przed napaścią stolicę metropolii opuściło duchowieństwo na czele z arcybiskupem Janisławem. Udało się przy tym wywieźć skarbiec katedralny, a co najważniejsze relikwie św. Wojciecha. Krzyżacy wycofując się z Wielkopolski opuścili Gniezno 1 sierpnia 1331 r. i ówczesnym traktem przez Gościeszyn - Lubcz - Rogowo - Izdebno - Wolę Czewujewską - Bożejewice, skierowali się do Żnina, który łatwo zajęli i złupili. Lipcowa wyprawa zakonu krzyżackiego nie przyniosła przełomu w wojnie plsko-kzyżackiej, ale kosztowała Polskę 41 spalonych wsi miast. Krzyżacy po tej porażce wycofali się do Torunia i po krótkim odpoczynku wznowili działania wojenne.

Druga rejza krzyżacka ruszyła 12 wrześniu, aby wypełnić zobowiązania wobec czeskich sojuszników. Na szczęście Czesi jednak nigdy pod Kalisz nie dotarli. Wyprawa Jana Luksemburskiego została zatrzymana jeszcze na Śląsku. Skonfliktowany z Janem, Bolko II, który już w 1330 rozpoczął starania o sojusz z Polską, Węgrami i cesarzem Ludwikiem IV Bawarskim poważnie – choć z braku źródeł nie wiadomo czy rzeczywiście celowo – spowolnił armię czeską. Jan bowiem wmieszał się ze swoimi wojskami w „bunt”, dzierżawionej przez Bolka, Niemczy. Incydent ten zapewne był inspirowany przez samego księcia świdnicko-jaworskiego, gdyż załoga miasta zbuntowała się akurat w czasie przemarszu Czechów i mimo przewagi oblegających nie poddała się. Spod Niemczy król czeski w końcu ruszył na Głogów, większe i lepiej obwarowane od Niemczy miasto poddało się 2 października. Jan zdecydował się co prawda uderzyć w końcu na Wielkopolskę, ale dotarł pod Poznań dopiero 5 października i wobec zdecydowanego oporu Polaków i  niepowodzenia sojuszu zawrócił na Śląsk.

Tymczasem Krzyżacy pustoszyli ponownie Wielkopolskę. Przybyli do Łęczycy, a zniszczywszy ją i całą okolicę, pomaszerowali dalej paląc po drodze miasta Uniejów, Szadek, Wartę. 20 września napadli na Sieradz niszcząc miasto i rabując klasztor Dominikanów, oraz inne grody ziemi sieradzkiej . 21 września dotarli do Kalisza, który zdążył zamknąć bramy i rozpoczęli oblężenie. Po dwóch dniach bezskutecznych prób zdobycia Kalisza gdzie „nic nie wskórawszy i 40, czy może więcej swoich utraciwszy” oraz wobec niestawienia się w umówionym miejscu swego sprzymierzeńca króla czeskiego Jana Luksemburskiego wojska krzyżackie odstąpiły od oblężenia miasta. Tym razem  Krzyżacy skierowali się wprost na północ w kierunku Konina. „Tymczasem król Władysław zaatakować ich się nie ośmielił, ponieważ i liczebnie i siłą znacznie go przewyższali. Lecz od Łęczycy z tysięcznym czy dwutysięcznym oddziałem przyszedł był z Krakowa i postępował teraz w ślad za nimi, czyniąc im uszczerbki...” i czekając na połączenie z rycerstwem wielkopolskim, co nastąpiło 22 września. Wojska krzyżackie, które w nocy z 23 na 24 września 1331 roku dotarły do Konina, w chwili wkraczania do miasta zostały zaatakowane przez wojska polskie. Bitwa nie przyniosła rozstrzygnięcia. Władysław I Łokietek nie będąc pewny wyniku starcia zaprzestał walki i wycofał swoje oddziały, według innych przekazów siły polskie uciekły z pola walki. Krzyżacy korzystając ze zdobytej przewagi rozpoczęli marsz w kierunku Brześcia Kujawskiego, zdobywając 26 września Radziejów

Przebieg bitwy na Radziejowskim Polu,  którą mylnie zwie się bitwą pod Płowcami.

W sławnej bitwie pod Płowcami 27 września 1331 roku tak naprawdę przegraliśmy, jednak nie ma powodu do wstydu, bo trochę wcześniej tego samego dnia na Radziejowskim Polu nieźle Krzyżakom dołożyliśmy co podkreślać należy, (a zasłonę milczenia na Płowce spuśćmy)

W przeddzień bitwy, w czwartek 26 września 1331 roku Krzyżacy stali w Radziejowie. Tu podjęli dwie brzemienne w skutkach decyzje. Postanowili uderzyć na Brześć Kujawski i podzielić swoje siły na trzy części. Pierwsza grupa idąca w awangardzie pod dowództwem komtura Henryka Reuss von Plauen opuściła Radziejów 27 września około godziny 6 rano i szybkim marszem oddaliła się próbując podejść do Brześcia i zaskoczyć obrońców. Za nią, w niedużej odległości, posuwała się druga grupa, w której znajdowała się większość ciężkozbrojnych. Dowodził nią komtur Otto von Luterberg. Straż tylną stanowiła trzecia grupa pod dowództwem wielkiego marszałka Dietricha von Altenburg. W skład tej ariergardy wchodziła pruska piechota w liczbie 1650 i około 350 rycerzy konnych. Byli w niej czołowi urzędnicy krzyżaccy, jak komturowie: Herman von Oetting, Albrecht von Ore czy wielki komtur Otto von Bonsdorf. Zadaniem tej grupy było zabezpieczenie tyłów, ochrona łupów i wozów taborowych. Wojska królewskie, liczące około 5 tysięcy jazdy dotarły do traktu brzeskiego od strony południowo – wschodniej i około godziny 9 zetknęły się z tylną strażą armii krzyżackiej. Pojawienie się Łokietka było dla Krzyżaków zaskoczeniem, ale pomimo gęstej mgły, która właśnie opadała, potrafili oni podzielić swe siły na pięć oddziałów. Podobnie uczynił Łokietek, który postanowił okrążyć Krzyżaków. Kluczową rolę w realizacji tego planu odgrywało zerwanie komunikacji z głównymi siłami krzyżackimi. Pozycję ryglującą zajął oddział "nawróconego" wojewody Wincentego z Szamotuł i to on jako pierwszy dał hasło do walki. Hasłem bojowym, które pozwalało rycerstwu polskiemu rozpoznać się w bitewnym zamęcie, było zawołanie "Kraków". Bitwa rozbiła się na wiele pojedynków. Krzyżacy, broniąc się przed okrążeniem, twardo stawiali opór. Zgodnie z najlepszymi rycerskimi wzorcami dwukrotnie podczas bitwy ogłaszano przerwy na odpoczynek i opatrzenie rannych. Walki trwały do południa. Podczas trzeciego ataku Polaków na pozycje rycerzy w habitach, spadł z konia chorąży krzyżacki, a wraz z nim chorągiew zakonna, co wywołało panikę w szeregach krzyżackich. Ich pozycje załamały się i oddziały poszły w rozsypkę. Jedynie nielicznym udało się wyrwać z kotła i uciec w kierunku Brześcia. Polacy pognali za uchodzącymi. Do niewoli wzięto 56 braci zakonnych ze swym dowódcą, rannym podczas bitwy w twarz wielkim marszałkiem. Łokietek zachował się jednak niegodnie i większość jeńców zgładził pozostawiając przy życiu tylko najznamienitszych rycerzy. Zwycięstwo polskie było niezaprzeczalne, ale nie był to koniec walk tego dnia. Radość z odniesionego triumfu przysłoniła Polakom niebezpieczeństwo, jakie groziło w związku z obecnością w pobliżu dwóch pozostałych oddziałów krzyżackich, do których dotarli już zbiegowie z wiadomością o pogromie grupy Altenburga. Komtur Otto von Luterberg pchnął gońców na czoło pochodu do Henryka von Plauen, a sam pośpieszył w kierunku Płowiec, tak, że około godziny 14 stanął naprzeciw wypoczywającej armii polskiej. Nastąpiła druga faza walki i w początkowym jej okresie szala zwycięstwa przechylała się na korzyść strony polskiej, a przybywający na pole bitwy Henryk von Plauen musiał zbierać uciekinierów i wzmacniać załamujące się szyki krzyżackie. Bitwa była bardzo bezładna, jednak przybycie na plac boju von Plauena przesądziło o wyniku boju. Włączył sie on natychmiast do walki i zapewne uderzył na hufce małopolskie, bo śmierć ponieśli Żegota z Morawicy chorąży Krakowski i Krystian z Ostrowa chorąży Sandomierski. Upadek sztandarów wstrząsnoł Polakami i niektóre oddziały na czele z królewiczem Kazimierzem znacznie osłabione i zmęczone około godziny 17 opuściły pole walki (możliwe, że na rozkaz króla, który podjął decyzję o ochronie księcia Kazimierza - dziedzica korony). Jeszcze po kilkakroć szala zwycięstwa wychylała się w obie strony bo i były momenty w którym Polacy święcili zwycięstwo i brali jeńców (do niewoli polskiej dostał się Henryk von Plauen i blisko 40 rycerzy armii zakonnej). Na skutek coraz większej przewagi wojsk krzyżackich walczący jeszcze Polacy zaczęli się wycofywać, co wkrótce jednak przerodziło się to w chaotyczną ucieczkę połączoną ze znacznymi stratami. Przy zapadających ciemnościach wojsko polskie ostatecznie opuściło pole bitwy, a pozostający Krzyżacy na rozkaz Luterberga zemścili się mordując znaczną część jeńców polskich. Pozostawili tylko 100 najcenniejszych na wymianę lub okup. Chrześcijańskim pochówkiem zmarłych zajął się biskup włocławski Maciej z Gołańczy, który nakazał policzenie ciał. Było ich w sumie 4187. Nie wiemy, jak w tej liczbie rozkładają się straty obu stron. Przyjmuje się dość zgodnie, że więcej swoich na pobojowisku zostawił zakon.

27 września 1331 roku na polach pod Płowcami zginęło aż 73 braci zakonnych z ogólnej liczby 200, biorących udział w batalii. „To był wielki upust krwi”. Warto pamiętać, że straszny cios zadany Zakonowi przez Jagiełłę pod Grunwaldem, który kompletnie załamał kadrowo Zakon, kosztował życie 213 braci” – zwraca uwagę prof. Jurek. Bitwa z 27 września 1331 r. w sensie taktycznym zakończyła się sukcesem Krzyżaków. Odbili oni wszak tabory z łupami i "zachowali pole" co doskonałym wyznacznikiem średniowiecznym pojęcia zwycięstwa w bitwie było. W rozumieniu strategicznym można mówić o polskim zwycięstwie bo działania Łokietka odsunęły w czasie zajęcie Kujaw przez Krzyżakow a i wieści z pola bitwy zniechęciły Jana Luksemburskiego do skutecznego oblegania Poznania i zapewne uchroniły Wielkopolskę od czesko-krzyżackiego rozbioru. Ponad to bitwa pod Płowcami była dla Zakonu wielkim szokiem wewnętrznym. Wymusiła na Wielkim Mistrzu zmianę polityki. Krzyżacy nie mogli już się spodziewać, że najadą Polskę jak Żmudź i Prusy i po prostu podbiją wszystko, co im się podoba łupiąc pogranicze, w bliskim działaniu osłabieni Krzyżacy zrezygnowali z uderzenia na Brześć Kujawski i pospiesznie wycofali się w kierunku Torunia.

Niniejszy artykuł ma związek z dyskusją o roli historii w życiu, która to dyskusja do późnego wieczora trwała na spotkaniu sąsiedzkim w Mieczewie w dniu  2012-06-03. Uczestnikom spotkania dedykuję ten tekst