Szkoda, że już nie ma służby po domach, bo przetarcie ręką półtora kilo pyrów to nie przelewki. Ja przepis na żelazne kluski uważam za wybitnie pracochłonny. Ma jednak sporą zaletę - do zmywania jest tylko jeden garnek:woohoo:
A skoro już zaczęliśmy temat ucierania ziemniaków to nie jest możliwe przemilczenie tej znamienitej, wielkopolskiej potrawy regionalnej jaką są PLYNDZE.
Jak już uda się ustalić kto w domu etatowo będzie ucierał pyry, nic tej osobie nie mówiąc, do piwnicy wrzucamy dwie tony pyr, a następnie zlecamy „ucieraczowi” starcie dwóch kilogramów. Przy okazji podrzucamy do utarcia jedną dużą cebulę.
Zakładamy fartuch przybieramy stosowną do tego misterium minę i dorzucamy do miski jajko i ze trzy łyżki mąki, poczym całość mieszamy starannie. Jeśli pyry były wodnite to łyżką z brzegu miski zbieramy trochę soku tak by niepotrzebnym dodatkiem mąki do zagęszczania nie zatracić wspaniałego ziemniaczanego smaku.
Na patelni roztapiamy tłuszcz i nakładamy łyżką przygotowane ciasto rozdając na prawo i lewo razy po łapach tym, co ośmielą się próbować z patelni półsurowe placki..
No i teraz dochodzimy do kwestii „odmianowości” tej potrawy.
Ile cebuli – tyle ile lubisz (zakres od zera do nieskończoności)
Ile mąki – tyle ile lubisz , ale uwaga plyndze muszą być „luźne” a nie twarde jak deska.
Na jakim tłuszczu – dla tych co szczupli i piękni, na smalcu , dla „pięknych inaczej” olej lub margaryna.
Jaki rozmiar - taki jak lubisz. Najpraktyczniejszy to dwułyżkowe , średnio grube tak by na patelni zmieściły się trzy.
Z czym podawać – ze wszystkim: jadałem z cukrem, solą , gęstą śmietaną, jogurtem, smarowane leberką, z sosem grzybowym, sosem chińskim, gulaszem i do pieczonego mięsa,….. ale najlepsze, najwspanialsze, niezapomniane są takie bez niczego popijane tylko kwaśnym mlekiem (takim sztywnym z glinianego dzbanka co stoi na dole schodów w sklepiku zraz za drzwiami…….
…… to jest ponad moje siły; ide kupić pyry !!!!
nil nisi bene