Czas na mnie.
Ja do tego biegu podszedłem jak zapowiedziałem - żadnego dociskania. Nie dociskając przebiegłem 15 km tempem 6, popijając na każdym postoju. Biegłem z luzikiem, podziwiając piękną pogodę, pogadując z ludźmi, ciesząc się dopingiem. Z pewnym zażenowaniem patrzyłem na pulsometr - pikało mi ok 167. To jest puls całkiem żwawego biegu, a przecież się nie wysilałem. Z drugiej strony nie czułem się jakoś zarżnięty.
Po 10 km mijaliśmy powtórnie centrum Grodziska, gdzie doping był silny. I znów pogaduchy i zabawy z publicznością. Tym razem to już nie było za darmo - musiałem trochę zwolnić i złapać oddech. Jak go złapałem poczułem się trochę lepiej i stwierdziłem że poeksperymentuję. Na 15 km lekko przyspieszyłem. Było fajnie, ale potem zerknąłem na zegarek, a tam puls 173 przy tempie 5.30. Taki puls miałem ostatnio na jakichś ciężkich interwałach. Ten puls do końca nie przekładał się na to jak się czułem. Raju może nie było, ale też nie była to jakaś katorga. Tak sobie dobiegłem do mety.
Po biegu nie czułem się jakoś strasznie wykończony, nogi też chodzą. Znak, że w Grodzisku się leniłem, ale jednak boję się słońca i 30st.
@Jacek - mnie pielucha osłoniła bardzo dobrze, do tego fajnie działała polana wodą. Na oczy zakładam okulary, stąd daszku nie potrzebuję. Było jeszcze paru gości z pieluchą na łbie - była okazja do pogadania, wymienienia doświadczeń z użytkowania.
Mam nadzieję, że wszyscy obecni w Grodzisku przekonali się, że nie ściemniałem - impreza jest fajna. Tylko ta temperatura... Trzeba to potraktować jako swego rodzaju bieg ekstremalny i być psychicznie przygotowanym.
Słowa podziwu dla Jacka za wynik, chciałbym kiedyś taki osiągnąć (ale nie w tych warunkach), dla Jadzi za wytrwałość (po biegu widać było ile to kosztowało), dla Ani za próbę, dla Tomka za wytrzymanie, Karolowi dziękuję, że rzygnął pod płotem a nie w samochodzie. No i dziękujemy naszym kibicom małym i dużym.