Dynia pęka

Jestem napęczniała jak wielka dynia. Nie tylko dlatego, że niebawem rodzę i mój brzuch jest coraz większy. Również moja głowa zaczyna przypominać wielką dynię. Taką, jakie pojawiają się na gankach naszych domów z okazji nadciągającego halloween. Dlaczego?

 

Nie będę pisać o plusach i minusach ciąży. Każda z kobiet przechodzi ten okres inaczej, jedne sobie chwalą, inne przeklinają. Co prawda, aktualnie ubolewam nad swoją niezdarnością, która sprawia, że przekręcając się z boku na bok przypominam orkę wyrzuconą na brzeg oceanu. Cierpię również na przypadłość zwaną demencją ciążową, ale dziś nie o tym chciałam napisać.

Otóż czuję się przygnieciona ilością informacji, jakich nawet nie spodziewałam się pochłonąć w czasie tych kilku miesięcy. Zaczęło się niewinnie, od czasopisma dla przyszłych mam, które kupiłam właściwie po to, by bardziej wczuć się w ciążę. W następnym miesiącu kupiłam kolejny numer, a potem jeszcze jeden, aż niespostrzeżenie dołączyłam do grona stałych czytelniczek pisma dla ”ciężarówek”. W międzyczasie na mojej półce pojawiły się poradniki dla przyszłych mam, pożyczone i zakupione, a każdy z nich określany mianem pozycji obowiązkowej. Przyzwyczaiłam się również do tego, że każda wizyta u pani doktor kończyła się wręczeniem mi reklamówki pełnej ulotek, poradników i kuponów promocyjnych na pieluszki. Do tego wszystkiego dochodzą regularne przekazy ustne od rodziny, koleżanek, krewnych i znajomych królika.

I z drugiej strony ja. Z ołówkiem, zakreślaczem, małymi karteczkami i kalendarzem w ręku. Uzależniona do robienia planów zaczęłam systematyzować wiedzę, układać listy, wyliczać, zaznaczać najważniejsze fragmenty najważniejszych fragmentów, przyklejać kolorowe karteczki. Zupełnie jak za studenckich czasów, kiedy na kilka dni przed egzaminem trzeba było wchłonąć cały semestr wiedzy.

Efekt? Coraz wyższy poziom zniechęcenia, frustracji, że sobie nie poradzę, że zapomnę, że pogubię się w harmonogramie. Dziecko pojawi się tak niedługo, a ja wciąż nie umiem zapamiętać, do którego tygodnia podawać smoczek, co ile godzin karmić oraz który olejek do kąpieli jest najlepszy. Koszmar, który mnie prześladuje – ostre światło sali porodowej, ja z maleństwem na ręku, pustą kartką w głowie i pałą w indeksie...

Zazdroszczę kobietom z afrykańskiego plemienia Himba. Ich ciąża też trwa 9 miesięcy. One zachodzą w ciążę i rodzą dzieci tak samo jak my. Tyle, że nie traktują ciąży jak przedsięwzięcia, które trzeba zorganizować. Zdają się na instynkt, który podpowie im, co robić.

Dziś rzuciłam książkę na podłogę. Chaos informacyjny zaczął przysłaniać mi radość oczekiwania. Dłużej tak nie chcę. Chcę spędzić te ostatnie kilka tygodni rozkoszując się idylliczną wizją domowej sielanki i anielsko grzecznej córeczki, nawet jeśli to nie będzie prawdą... A odpowiednie kropelki na kolkę wybiorę wtedy, gdy zajdzie potrzeba.