Oda do starości
- Ania
Obejrzany niedawno polski film (zamierzam go opisać w naszej „Filmotece”) wyzwolił we mnie falę refleksji na temat wieku, młodości i starości. Nie chcąc się rozpisywać o filmie, nadmienię tylko, że jego bohaterami są chłopcy i dziewczęta w wieku lat nastu. Przez ponad godzinę patrzyłam na ich nieskrępowaną młodość, dzikość, cudowną szczenięcą naiwność, odkrywanie świata i buntownicze wybryki. Pierwsze uczucie, jakiego doznałam to była szczera klasyczna zazdrość, potęgowana wspomnieniami. Wiem, nie ma się czym chwalić, zazdrość to bardzo nieładne odczucie. Toteż ustąpiła ona miejsca zwykłej złości, którą wywołał jeden ze wspomnianych nastolatków zwracając się do kumpla obserwującego z zainteresowaniem dość ponętną sąsiadkę: „Ona ci się podoba? Człowieku, ona ma ze trzydzieści lat! Stara jest...”. Poczułam się stara jak świat. Przez moment. Następnie zaczęłam delektować się filmem zostawiając gorzkie refleksje na później.
Więc jak to jest z tą starością? Patrząc na niedołężnych ubogich emerytów lub niewolniczo wsłuchane w pewną stację radiową tzw. moherowe berety, myślimy, że starość to czas okrutny. I że my tacy nie będziemy, zestarzejemy się inaczej. Z klasą. Z drugiej strony uwielbiamy nasze babcie i dziadków, utożsamiając ich sędziwy wiek z mądrością. Starość bliskich osób to ciepło i pomarszczone ręce, babcina troska albo historie opowiadane przez dziadka. Prawda, że poetycko? Starość to pojęcie względne. Kiedy się właściwie zaczyna? Dla czternastolatka, wiek chrystusowy to równia pochyła do grobu. Dla tych w wieku chrystusowym starość wydaje się jeszcze dość odległa. Początek starości przesuwa się wraz z naszym wiekiem.
Ponad dekadę temu, przy okazji kolejnych urodzin zrobiłam szybkie wyliczenie, przyjmując wariant optymistyczny co do długości życia. Jeśli miałaby ona wynosić 80 lat, w dniu 20-tych urodzin jedną czwartą życia mam już za sobą. Następne dwadzieścia lat zapowiada się fajnie, przedział od czterdziestki do sześćdziesiątki jawi się jako jedna wielka niewiadoma, natomiast ostatnia ćwiartka to starość totalna. Podsumowując, w wieku 20 lat mamy przed sobą zaledwie 20 kolejnych lat, które mogą być równie aktywne, co razem daje nam połowę życia. Dalej jest tylko powolne wpływanie do portu, w którym niecierpliwie wypatruje nas czarna dama z kosą. Skoro więc niemal połowa naszego żywota to ta nie chciana, okropna i nieunikniona starość, może lepiej zacząć oswajać się z nią wcześniej?
Zamiast karmić się sentencjami typu „starość nie radość”, lepiej posłuchać Michnikowskiego, którego „Wesołe jest życie staruszka” powinno stać się hymnem zastępującym w pewnym momencie „Odę do młodości”. Lektura obowiązkowa to rzecz jasna kultowe opowiadanie Hemingwaya. Pozostaje jeszcze porzekadło, a może nawet mądrość ludowa pt. „stary ale jary”. To tak na początek oswajania starości, z którą niespostrzeżenie będziemy budzić się i zasypiać każdego dnia, która będzie zerkać na nas z lustra i wyglądać z odbicia w kałuży...
Niestety, nawet najbardziej wymyślne zabiegi nie pomogą tym, którzy już za młodu czują się staro. Wczoraj widziałam się ze znajomą, która od początku roku choruje. Najpierw grypa, potem coś tam, w efekcie pochłania sterty leków na różne przypadłości. Kiedy wysłuchałam „historii choroby” stwierdziłam, że pewnie z powodu niedawnej przeprowadzki i zmagań budowlanych, jej zmęczony organizm stracił odporność. Tymczasem ona, z poważną miną powiedziała: „Ja myślę, że to już kwestia wieku...”. Sądzę, że mogła mieć mi za złe wybuch śmiechu, ale przecież słowa te padły z ust dziewczyny, której bardziej upierdliwy sprzedawca mógłby nie sprzedać papierosów. Podobne rozbawienie ogarnia mnie, gdy słyszę utyskiwania i jęki starości od znajomych dalszych i bliższych, którym do tego etapu jest jeszcze daleko, a którzy to upatrują się syndromów starości w najdrobniejszej nawet niedyspozycji.
Uważam, że ze starością jest tak jak z miłością. Nie można wypatrywać jej na siłę i ze skupieniem czekać na nią. Zajmijmy się swoimi sprawami, a ona pojawi się sama. Jeśli nawet jest nie chciana, to może jak już będzie, uda nam się z nią zakumplować? Poza tym mam w głowie słowa, które kiedyś powiedziała moja mama: „masz tyle lat, na ile się czujesz.” I coś w tym jest.