Z plecakiem na wschód – powitanie

Gdzieś daleko na wschodzie… wstaje słońce, zaczyna się nowy dzień kiedy staję w drzwiach lotniska. Tak naprawdę nie wiem gdzie iść – jeszcze nie wiem gdzie mnie los i oczy zaniosą. Nie wiem gdzie będę spał, nie wiem gdzie i co będę jadł. Generalnie brak planu. Mam na plecach plecak a w nim namiot, śpiwór, trochę konserw i kilka pierdół. Jest jeszcze rezerwacja biletu powrotnego z datą za dwa tygodnie.

Właśnie – dwa tygodnie niewiadomego – w mało znanym świecie gdzie czas inaczej płynie. Dwa tygodnie zupełnej wolności – gdzie tylko ode mnie i pogody zależy gdzie pójdę i co zrobię. Dwa tygodnie w kraju, gdzie mam zagwarantowane, że nikt nie zadzwoni a praca mnie nie dogoni. Wolność.

I to uczucie gdy robię pierwszy krok - niezapomniane - wtedy wiem że żyję i realizuję kolejne marzenie. 

Hej!

Poproszono mnie bym coś napisał o swojej pasji – o podróżach na wschód. Ale nie takich co to śpi się w hotelach i leży na plaży. Ja wolę spać w namiocie, w jurcie czy u gospodarza. Szwendać się tu i tam i zobaczyć jak żyją ludzie, co robią no i poznać ten ginący świat. Wejść na jakiś szczyt czy przełęcz i zapomnieć o naszym pędzącym świecie.

Pamiętacie Maksa i jego „idźmy na wschód – tam musi być jakaś cywilizacja”? Spójrzcie na fotkę.

Tych co są ciekawi jak to jest gdy się skręci w prawo – zapraszam do czytania.

To ja

Jako osoba o wykształceniu technicznym i generalnie mało pisząca chciałbym prosić o wyrozumiałość dla mojej składni i języka. Byków pewnie znajdziecie co niemiara. Jak będę przynudzał to powiedzcie. Jak coś Was zaciekawi to pytajcie.