Nasz nowy sąsiad

Pewnego ranka spostrzegłam blisko ogródeczka lekko rozkopaną ziemię.  No cóż, pomyślałam, Avil uczy się zakopywać kromki chleba „na zaś”. Zachwycona nie byłam, ale to nie koniec świata. Mała korekta i rozwiążemy problem.

Następnego dnia były już 2 dwa rozkopane miejsca. Oho! Nie dość, ze uczy się kopać, to jeszcze dzieli kromki na części. No tak. Młody pies to rozwojowy.  Dzień później następne odkrycie. Wprawdzie rozkopane miejsca pozostały w tej samej liczbie, ale za to urosły. Pojawiły się kopczyki. To już nawet taka blondasa jak ja zorientowała się, że mamy gościa o sympatycznej nazwie krecik.

Ustalenie źródła kopczyków to pikuś. Ale rozwiązanie dylematu czy to dobrze, czy źle dla ogrodu to materiał na rozprawę doktorską. Szkodnik to czy przyjaciel ?

Oczywiście najbliższe źródło wiedzy to Internet. A tam ile osób tyle opinii. To samo w sprawie ewentualnego wyproszenia gościa.

Przyjęłam salomonowe  rozwiązanie póki nie szkodzi to przyjaciel. A że lubię ogród naturalistyczny to pomyślałam, że uzyskałam następny element, może mało dekoracyjny, ale na pewno „eco”.  Nie przeszkadza mi lekko wyrośnięty, łąkowy trawnik to i kopczyk przeżyję. Gorzej jak mi się krecik rozkręci i zrobi sobie slalom po trawniku. Zobaczę.

Uspokojona sensownym ( dla mnie) rozwiązaniem wróciłam do książki. Ale moja psina wcale nie była zadowolona z takiego rozstrzygnięcia. „Ooooo Pańcia niedowidzi chyba” pomrukiwał całe przedpołudnie Avil , po czym od gadania przeszedł do pracy nad moim wzrokiem.

W ciągu 5 minut miałam ok. 30 cm kreci kopczyk, a pod nim dziurę 50cm x 40 cm i głęboką na ok. pół metra.  Nooo. Teraz już widziałam. To już nie trawnik „eco”, ale najzwyklejszy plac budowy, a przy nim krecie metro.

No i kto teraz jest szkodnikiem ?