Malutek cz.2

Niełatwo mnie spławić, nie ?  To ja Wasz ( no prawie Wasz ) Malutek.

Polubiłem tutejsze klimaty. Najbardziej błocko na ulicy przy której mieszkam. Niezłe jest też taplanie się na rozmokniętym polu. Avil mknie tak, żeby uniknać  zarycia się w glebie, Księżna Pani chadza  na wypielęgnowanych pazurkach jak baletnica, a ja szybko i wszędzie, a nawet im głębsze bagno tym większa przyjemność. Skąd u ludzi awersja do tych dziur w drogach i  błota po pachy ? Przy odrobinie wyobraźni można to potraktować jako Water Word park rozrywki.

A, zapomniałem. W styczniu wprowadziła się bordożka zwana powszechnie przez Pańcię Księżną Panią.  Nie wiem dlaczego, ale zakwaterowano ja w moim pokoju. To oznaczało, że Avil nadal ma salon dla siebie. Nawet nie byłoby tak źle, ale dlaczego ona tak chrapie ?

Nikt, też mnie nie uprzedził, że bordożka ma wszystko w nosie i nie przejmuje się niczym. Jak biegnie to jej droga hamowania powiązana z zanikającym refleksem powodują, że przebiega po mnie nie zauważając tego. Mój pisk niczego tu nie zmienia. Jak chce pić to pije z mojej miski bo ta stoi 20 cm bliżej i Księżna nie musi tyle chodzić. A ile razy w drzwiach przeszła po mnie bo niby mnie nie widziała. Zastanawiam się czy nie bierze mnie przypadkiem za ruchome schody ?

A teraz trochę o mnie. Nabrałem masy, a do tego zarosłem czymś dziwnym. Takim białym puchem. Jest wszędzie i nawet jak się turlam to nie mogę się tego pozbyć. Z tym, że po turlaniu się miejscami puch już nie jest biały. Gorzej jak za przykładem Avila turlam się w gnojówce na polu. To dopiero przyjemność. Pańcia z daleka załamuje ręce. Nie rozumiem, to ona nie używa tych perfum  ? Po powrocie z uporem szoruje mnie pod prysznicem. Szkoda, a tak ładnie pachniało.

Księzna Pani, jako przykład doskonałości nie bawi się z nami w tej gnojówce, no, ale ona miastowa i jeszcze niedouczona. Pańcia mówi, że tu nie chodzi o wiedzę, tylko, że Księżna jak sama nazwa wskazuje jest z psiej arystokracji. Przepraszam bardzo, ale chciałbym zauważyć, że w Wersalu na dworze Ludwika XIV tez nie pachniało, a trudno im odmówić arystokratycznego pochodzenia. Nie jest tajemnicą, że waniało tam capem, a potrzeby fizjologiczne załatwiano gdziekolwiek nie wychodząc z rezydencji. A my psiaki bez rodowodu bez problemów zachowujemy czystość w domu. To kto tutaj należy do arystokracji ?

Dobra, nie czepiam się.

Zimowe dni krótkie więc mijają szybko. Pańcia doszła do wniosku, ze koniec izolacji między nami i otwarła granice – takie nasze małe Schengen. Rewolucja stanęła u drzwi mojej rezydencji.

Ale o tym w następnej części. Jak dożyję oczywiście.