Korespondencja zagraniczna - London
- Manuela Luiza Cz.
Dzisiaj mamy dla Was felieton prosto z samego Londynu! Dzięki Manueli, mieszkance Mieczewa, która wyjechała do Anglii, możemy podejrzeć, jak wyglądają angielskie uliczki, jak spędzają czas wolny Brytyjczycy - jednym słowem, jakie wrażenia wywołuje Wielka Brytania, kraj, w którym ostatnimi czasy mieszka wielu Polaków.
Nigdy nie byłam podekscytowana przylotem do Anglii, może dlatego, że zupełnie nie interesowałam się tym krajem, a może bo tylu tam Polaków. Znałam tylko podstawy: jaka flaga, główne zabytki i że jest książę William a resztę stanowiły moje wyobrażenia, które powstały po obejrzeniu Robin Hooda czy Braveheart - Waleczne Serce, i na końcu Harrego Pottera.
Po dwu godzinnym locie z zimowej Polski wylądowałam na Stansted, wychodząc z samolotu poczułam miły powiew wiosennego powietrza, z ciepłymi promieniami słońca, które to zniszczyły moje wyobrażenia o mglistej, deszczowej i chłodnej Anglii, to była zapowiedź, że czeka mnie jeszcze wiele niespodzianek. Udałam się spokojnie, bez obaw w kierunku kontroli granicznej, bo w końcu zawsze się mogę dogadać z Anglikami bez problemu, jako że znam angielski. Jednak stał się on bezużyteczny na kilka tygodni, za sprawą brytyjskiego akcentu, a tego za żadne skarby świata nie mogłam zrozumieć. Gdziekolwiek szłam, do pizzerii czy do zwykłego sklepu, nie mogłam obyć się bez pomocy mojego przyjaciela. Gdy kelner czy sprzedawca mówił coś do mnie, ja tylko przytakiwałam i automatycznie odwracałam wzrok do mojego kompana, aby mi przetłumaczył.
Pierwszy spacer po centrum Londynu, czyli po obowiązkowej turystycznej trasie, Big Ben, London Eye na South Bank, gdzie Tamiza pięknie wygląda nocą w blasku miasta, wypełnił moją kartę pamięci w aparacie. Przez myśl przemknęło mi, że zobaczyłam już wszystko, co stanowi istotę Wielkiej Brytanii, jednak myliłam się. Jako, że zaczęło się ściemniać, wsiedliśmy do pociągu do Waterloo stadion, gdzie Sherlock Holmes rozpoczynał swoje podróże. Jadąc do Portsmouth oglądałam inna stronę Wielkiej Brytanii, małe domki, urokliwe perony, setki koni na padokach, owce na łąkach oraz królicze polanki.
Po godzinnej jeździe, wysiadłam w nadmorskiej miejscowości Portsmouth, skąd bez trudu można dostać się do Francji czy nawet Hiszpanii, korzystając ze statków. Można również skosztować owoców morza prosto z targu rybnego czy spędzić spokojnie wieczór popijając piwo w jednym z urokliwych pubów, wsłuchując się w opowieści miejscowych rybaków. Idąc pierwszy raz przez Portsmouth od razu w oczy rzuca się wielka wieża zwana Spinnaker Tower, która przybrała tego wieczoru czerwony kolor. Jest to taka statua wolności, która wita statki z dalekich podroży.
Oddalając się od peronu przeszliśmy przez jedną z bardziej ruchliwych ulic, była już noc a tam trwały imprezy w najlepsze w kilku pubach i dyskotekach, a muszę wspomnieć, że to był środek tygodnia. Był to kolejny wstrząs, jako że myślałam, że to my Polacy jesteśmy jednym z bardziej rozpitych narodów, a tu niespodzianka. Brytyjczycy potrafią zamknąć ulice, by zorganizować piwną zabawę, a gdy są już wystarczająco pijani, to stają się bardzo nieprzyjemni. Kolejne, co spostrzegłam to to, że uwielbiają się przebierać. Codziennie można spotkać na ulicy jakiegoś spidermana czy supermana, wróżki, smoki itp. Muszę przyznać, że za każdym razem, kiedy widzę takie przebieranki, wywołuje to we mnie niekontrolowany uśmiech. Idąc tak dalej z bagażami, zbliżając się do końca tego pełnego przeżyć dnia, zdążyłam jeszcze zobaczyć cudowne, małe domki, bliźniaki z kolorowymi drzwiami i tynkami, małymi płotkami i wtedy pomyślałam, że przeniosłam się do powieści o Harrym Potterze.
Manuela Luiza Cz.*
* Manuela Luiza Cz. urodziła się w Poznaniu. W 2001 roku przeprowadziła się do Mieczewa. Porzuciła socjologię i obecnie odnalazła się w sztukach artystycznych. Studiuje w Anglii w Portsmouth. Ma 22 lata.