Granice, linie...

Zofia Nałkowska w "Granicy", stwierdza tak: "Chodzi o to, że musi coś istnieć, jakaś granica, której przekroczyć nie wolno, za którą przestaje się być sobą"

Czym jest ta granica? Kto ją wytycza i jest jej strażnikiem? Choć nie jesteśmy tego świadomi, to tłamszeni przez społeczeństwo, nie potrafimy wyjść poza schemat, którego złamanie jest równoznaczne z odrzuceniem. Dlaczego oddajemy się we władanie podstępnej większości, która bezlitośnie uśmierca w nas wszystko, co prawdziwe? Nie możemy a może nie chcemy odczuwać pragnień, które mogłyby stać się naszą zagładą.

Czy jesteśmy tylko postaciami wyjętymi z opowieści Platona o mieszkańcach jaskini? Przebywając uwięzionymi przez całe życie w mrocznej grocie i widząc tylko cienie, nie byliśmy świadomi fałszu, który nas otacza. Jednak pewnego dnia zrzuciliśmy kajdany i zobaczyliśmy świat, w którym słońce przyjemnie ogrzewa twarz i zmusza do mrużenia oczu, świat posiadający barwy, kształty, dostrzegliśmy prawdziwe piękno. Pełni zachwytu wróciliśmy do jaskini. Opowiedzieliśmy o tym innym, a oni nas zabili.
 
Społeczeństwo tylko czyha na chwilę naszej słabości. Kiedy zaczynamy marzyć, tęsknić do świata, który zobaczyliśmy tylko raz w naszym śnie, wtedy atakuje. A my bezbronni, zatraceni w melancholii, poddajemy się Ich ostatecznej indoktrynacji. I wtedy umieramy i przestajemy istnieć, uciekamy w niebyt. Na grobie naszym rodzi się nowa istota. Istota "doskonała". Uważana przez wszystkich za nas samych, jednak pozbawiona niepewności i cierpienia, które wypełniając każdą część naszego ciała, pulsowało z całą swoją siłą, sprawiając ból. Ból potrzebny. Ból dobry. Ból będący naszym jedynym kompanem i uzdrowieniem w tej nieustającej podróży, jaką jest istnienie.

A czy potrafimy obronić się przed przekroczeniem granicy, za którą istniej już tylko nicość? Czy może odsuwamy ją, okłamując sami siebie? Stajemy się stworzeniami zniewolonymi przez anioła zagłady, jakim jest nasza własna nieświadomość i ignorancja. Czy nas los został ustalony z góry a życie zmienia się w powolną śmierć?
William Blake pisał:

 

"W blasku ranka, w nocy cieniach
Ktoś się rodzi dla cierpienia
W cieniach nocy, w dnia jasności
Ktoś się rodzi dla radości
Ktoś się rodzi dla radości
Ktoś się rodzi dla ciemności"


Dlaczego niektórzy rodzą się dla radości a inni dla cierpienia? Kto decyduje o tej wstępnej "selekcji"? Któż to z nami bawi się w tę "bezczelną" grę?


Czy pozostało nam już tylko ufać słowom Satre'a, że "Człowiek może był kiedyś doby, ale z pewnością było to bardzo dawno."? Jednak my pragniemy wierzyć, że w głębi duszy jesteśmy jeszcze istotami, które posiadają, może bardzo ukryte i nigdy nie wypowiedziane, ale nasze własne, uczucia i pragnienia.



Esej ukazał się w "Protokole Kulturalnym" w 2004 roku, nr 21/22 -  autor: Łukasz Sznura


Zadebiutuj! - artykuł o Klubie Literackim Dąbrówka - w którym można rozwijać swoje literackie pasje

Minimalbooks - kilka moich innych "powiastek" (Jasiu, Maszynista, W szpitalu)  - uwaga - w tekstach pojawiają się słowa wulgarne