Święto zmarłych

Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że nasze korzenie są tam, gdzie nasze groby. W najbliższy wtorek wielu z nas wyruszy w drogę – dłuższą bądź krótszą – aby do tych korzeni dotrzeć. Święto Zmarłych jest, a przynajmniej być powinno, dniem refleksji nad nieobecnymi już wśród nas ludźmi. Powaga, zaduma, modlitwa – taka jest tradycyjna atmosfera dnia pierwszego listopada. W takiej wyrastaliśmy i taka wydaje się naturalna. Właśnie, chyba się tylko wydaje...

Rzecz jasna, na pewnych szerokościach geograficznych Święto Zmarłych obchodzone jest zupełnie inaczej. Inne nacje i inne kręgi kulturowe spędzają ten dzień w atmosferze festynu, zabawy i fajerwerków. Okazuje się jednak, że obyczaje znane nam dotychczas z amerykańskich filmów są już tutaj. Nie wiadomo jak i kiedy, Halloween wtopiło się w nasz kalendarz, zupełnie jak Walentynki. Niby nie chciane, a mimo wszystko celebrowane.

Coroczna Akcja Znicz, jak najbardziej szlachetna i pożyteczna dla ogółu, nie zaczyna się jednak na drogach. Mam wrażenie, że swoista Akcja Znicz trwa od połowy października w hipermarketach, gdzie na dzień dobry witają nas setki zniczy poustawianych w równiutkich rządkach. W promocyjnych cenach, oczywiście. Czemu więc nie skorzystać i obok serka czy puszki szprotek nie wrzucić do koszyka trzech zniczy plus czwarty gratis?

Do Święta Zmarłych należy przygotować się odpowiednio wcześniej. Trzeba mieć rzeczywiście mnóstwo czasu, aby wybrać odpowiednią wiązankę spośród setek bardziej i mniej wymyślnych tworów wyobraźni florystów. Czy modny w tym sezonie fiolet będzie obowiązywał również i na wstążkach oplatających chryzantemy?

A kiedy już zaopatrzymy się w niezbędne artykuły, wyruszamy na zatłoczone drogi, zmagamy się z trudami parkowania, próbując wyszarpnąć każdy wolny metr kwadratowy trawnika, klombu czy chodnika. Po to, by wreszcie, będąc niesionym przez wolno pulsującą ludzką falę, znaleźć się przy grobie.

Czy już? Czy już można oddać się refleksji? Trudna jest to sztuka przy akompaniamencie głośnych rozmów przy sąsiedzkich grobach, skąd dobiegają nas przaśne żarty, głośny rechot rozbawionych "świętujących" i dym papierosowy. Jak skupić się na modlitwie? Jak choć na chwilę oddać się wspomnieniom? Po nieudolnej próbie wyłączenia się, zdegustowani i zrezygnowani wracamy do domu.

Brzmi znajomo? Czy Was też kłują w oczy nowe obyczaje? Zastanawiam się czy my się amerykanizujemy czy po prostu chamiejemy? Czy sposób, w jaki obchodzimy Święto Zmarłych jest radosny czy po prostu bezmyślny?

Dla mnie odpowiedź nasuwa się sama – co roku przed jednym z łódzkich cmentarzy, które odwiedzam, odbywa się istny jarmark. Można kupić balony, obwarzanki, zjeść kiełbaskę i popić ją piwem, zaopatrzyć się w czekoladki i słone paluszki. I, co najgorsze, targowisko to ma się świetnie, niczym bazar przy Dolnej Wildzie.

W tym roku znów tam będę. Tradycyjnie kupię zwykły znicz przed bramą cmentarza i wraz z tłumem podryfuję do grobu najbliższych. Zacisnę zęby i jakoś przetrwam. Zdumiona i zniesmaczona, a może po prostu staroświecka i zrzędliwa...