Odrobina paniki nie zaszkodzi

Odrobina paniki nie zaszkodzi, jak mawia mój znajomy. Myślę, że to powiedzenie jest ostatnio bardzo na czasie. Wzięli je sobie do serca dziennikarze telewizyjni, prasowi, radiowi i wszelkiej innej maści, a w ślad za nimi obywatele miast, miasteczek i wsi, również takich jak nasza. Reguła, którą wpajano mi w trakcie edukacji „good news is no news” (dobra wiadomość to żadna wiadomość) zdaje się potwierdzać za każdym razem, kiedy otwieram gazetę lub włączam radio, nawet jeśli jest to szanująca się stacja radiowa.

 

Nie wiem czy zauważyliście, ale ostatnimi czasy kichnięcie w miejscu publicznym jest czynnością dość ryzykowną. Fakt, nigdy nie było to do końca bezpieczne, ale wystarczyło zakryć usta rękami i po sprawie. Jeszcze człowiek usłyszał swojskie „na zdrowie”. To już przeszłość. Teraz kichnięcie w miejscu publicznym oznacza skazanie się na co najmniej karcące spojrzenia osób postronnych. Witajcie w świecie A/H1N1. Wszyscy dookoła bębnią o epidemii, pandemii i wszelkich zagrożeniach związanych z tą śmiercionośną mutacją grypy. Tymczasem, gdyby na spokojnie z tego medialnego szumu wyłowić obiektywne i konkretne statystyki, widmo zagrożenia oddaliłoby się od naszych domostw. W fali zachorowań na grypę „tradycyjną”, odmiana A/H1N1 jest zaledwie nikłym procentem, a przypadki śmiertelne występują w ilościach śladowych. Nie przeszkadza to oczywiście politykom, którym panika grypowa daje pole do kolejnych przepychanek, ani też tym, który zbijają pieniądze na obawach tłumów. Teraz możesz wykonać test na obecność A/H1N1 w internecie albo nawet przez sms. Po co dalej tkwić w niepewności? Całą sprawę wzięli sobie do serca również muzułmanie, którzy w tym roku zmierzają do Mekki w maseczkach ochronnych...

Gdyby przenieść się na nasze mieczewskie grunty, do refleksji zmusiła mnie ostatnio dość groźnie brzmiąca informacja na temat strefy zrzutu F16 nad naszymi lasami. W pierwszej chwili wiadomość ta dosłownie mnie zmroziła. Pomyślałam o moim bieganiu po lesie, o tym, że kiedyś mogą mi wylądować na głowie tony paliwa. Wiem wiem, mogłam najpierw pomyśleć o jeleniach i innej zwierzynie, która zamieszkuje zagrożone tereny. Kiedy moje nieco egoistyczne obawy oddaliły się, w ich miejsce pojawiło się pytanie, na ile realne jest to zagrożenie? Jak często takie sytuacje mogą mieć miejsce? Może tak naprawdę za mało wiemy na ten temat, a panika często wybucha tam, gdzie wiedza jest nikła. Nie lekceważę tego tematu, absolutnie. Pewnie trochę uspokajam samą siebie. Z drugiej strony dobrze by było, abyśmy mogli poznać jak najwięcej konkretów, bez efektownych dodatków w postaci apokaliptycznych wizji. Uspokaja mnie myśl, że sytuacje, których się boimy należą do kategorii tych, które albo „przytrafiają się innym” albo „zdarzają się raz na milion”.

Niestety tak jest ten nasz świat urządzony, że czasem nie mamy wpływu na to, co dotyczy naszego najbliższego otoczenia. Chcielibyśmy, aby miejsce, w którym mieszkamy było oazą spokoju, naszym rajem na ziemi. Z drugiej strony narzekamy na brak autostrad i chcielibyśmy, by było ich jak najwięcej, byle daleko od nas. Jeżdżąc często A2 na odcinku Poznań-Łódź, w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że ta super wygodna trasa przecięła dziesiątki, a nawet setki miejsc takich jak nasze Mieczewo. Idąc dalej – chcemy pomagać innym i co roku dorzucamy grosik na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, ale rękami i nogami bronimy się przed tym, by ośrodek dla narkomanów utworzyli w naszej wiosce. Dlaczego? Bo się boimy. Bo wyobrażamy sobie straszne rzeczy. I zazwyczaj są to obawy nieuzasadnione, co tylko dowodzi, że panika i strach przed nieznanym chodzą zawsze parami, tak jak nieszczęścia, których się boimy.